Leżała
na plecach. Nie mogła się poruszyć. Nie miała pojęcia, jak
trafiła do tego miejsca. Widziała sufit, kawałek ściany. Nie
czuła upływającego czasu. Sekund, minut, godzin, które wyrywały
się z jej zaciśniętych dłoni. Nie miała świadomości, że jest
ich coraz mniej, że upływają...
Była
w jakimś białym pomieszczeniu. Szpitalu? Możliwe.
Może
ktoś do niej przyjdzie. Może zdejmie to zaklęcie, które blokowało
jej ruchy pozwalając jedynie na wodzenie wzrokiem po suficie. Może
wyjaśni. Co ona tu robi. Gdzie się znajduje. Może wypuści z tego
miejsca? Czas upływał. Nikt nie przyszedł. Aż wreszcie zdała
sobie sprawę, że to co ją trzymało w bezruchu... To nie było
zaklęcie.
Usłyszała
kroki. Nareszcie! Ktoś idzie! Krok... Krok... Krok... Zbliżał się
do niej. Poczuła radość. Wypuść mnie. Wypuść. Ale najpierw tu
podejdź... tak. Właśnie tak. Jeszcze kawałek. Proszę... W
myślach błagała osobę zbliżającą się do jej łóżka, żeby
podeszła jeszcze na krok. Tak, żeby mogła ją zobaczyć. Nad nią
pochylał się młody mężczyzna. Kim jesteś? Zapytała w myślach
uszczęśliwiona, że wreszcie kogoś widzi, że ktoś do niej
przyszedł. Szkoda tylko, że mężczyzna nie mógł usłyszeć jej
myśli... Wtedy na pewno by jej odpowiedział. Ale nie słyszał,
więc zamiast odpowiedzieć, usiadł przy niej podsuwając sobie
krzesło, wcześniej będące poza zasięgiem jej wzroku.
– Witaj,
Granger – powiedział. Miał interesujący głos. Znajomy. –
Zastanawiasz się pewnie, co tu robię, prawda? – Przyszedłem,
bo dowiedziałem się ,że Potter...
Potter.
Znajome nazwisko. W myślach powtarzała je, jakby smakując tego,
jak brzmi. Skąd ona mogła je znać?
– ...
i Weasley Cię nie odwiedzają. Dobrzy przyjaciele, prawda? Nie
jesteś jednak sama. Pamiętaj o tym. Wiewiórka cię odwiedzała,
gdy byłaś... w śpiączce. Gdy... spałaś, Granger.
Wiewiórka?
Czy on mówi, że odwiedzało ją brązowo-rude stworzonko, chrupiące
orzeszki? Super!
– Nie
wiem czy wiesz, ale Diabeł też był tu parę razy. Przychodził
czasem z Wiewiórką, czasami sam. Teraz jest mecz Quidditcha.
Gryffindor kontra Slytherin, więc Ruda i Blaise nie mogli przyjść.
Wiesz co? Chyba pierwszy raz w życiu mam nadzieję, że wygracie.
Ślizgoni mają zbyt słaby skład. Jedyny dobry jest Blaise.
Zrezygnowałem z gry, a Nott wybrał Diabła. Latanie nie jest już
takie samo jak przed wojną. Przestało być pełne beztroski, ciszy
i spokoju. Nadal latam, tyle, że przestałem grać w Quidditcha. Już
muszę iść. Opowiem Ci trochę więcej jutro. Ruda i Blaise wpadną
do Ciebie po meczu.
Wstał,
odłożył krzesełko, na którym siedział, na miejsce, po czym
rzucając jej ostatnie spojrzenie, opuścił pomieszczenie. Zgodnie z
tym, co powiedział, przyszedł jakiś mężczyzna i kobieta o rudych
włosach, ale czy to byli Diabeł i Wiewiórka?
– Hermiona...
– kobieta dopadła do jej łóżka pierwsza – Jak się trzymasz?
Podobno Draco był tutaj, gdy ja i Blaise byliśmy na meczu.
Draco?
To tak ma na imię ten chłopak? Ginewra od razu zaczęła opowiadać
dalej... Po chwili do kobiety dołączył się także mężczyzna.
– Hej,
Szczoteczko – przywitał się z uśmiechem. – Mam nadzieję, że
Smok nie był zbyt złośliwy...
– Blaise.
– Kobieta posłała mu ostre spojrzenie
– Słucham
Cię, Wiewióreczko?
– Uduszę.
– Kobieta zmrużyła oczy. Nienawidziła, gdy ktoś nazywał ją
Wiewióreczką. Wiewiórkę zdzierżyła, ale Wiewióreczkę... –
Ile razy mam Ci przypominać, że jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie
Wiewióreczką... – Mężczyzna przerwał monolog wściekłej
ukochanej w jedyny znany mu sposób... Złożył na jej wargach
delikatny pocałunek.
– Uduszę
Cię później, Zabini – mruknęła, przypominając sobie o
obecności nieruchomej przyjaciółki. – Widzisz, co ja z nim mam,
Miona? Same problemy... Zdrowiej szybko, kochana. My niestety musimy
już iść. Snape zadał esej na trzy stopy pergaminu o zastosowaniu
Eliksiru Słodkich Snów... Merlinie, jak ja mam znaleźć tyle na
temat...
– Hermiona,
pozwolisz, że ją stąd zabiorę? Jak się rozgada nie będzie miło.
– Blaise. Chyba tak nazywał się chłopak, który uśmiechnął
się do niej, a następnie wyciągnął za rękę kobietę
opowiadającą przyjaciółce o esejach, które będą musieli
napisać, sprawdzianach, które musi zaliczyć...
Kiedy
za chłopakiem i kobietą zamknęły się drzwi w pomieszczeniu
zapadła cisza, ale nie taka nienaturalna i ciężka. Ta była nawet
przyjemna... Było po prostu spokojnie. Tak, jakby każdy szept mógł
wydawać się krzykiem. Taki stan trwał do następnego dnia, kiedy
najpierw przyszła kobieta w wieku około czterdziestu lat, ubrana w
fartuch. Machnęła nad nią różdżką, po czym zniknęła na
resztę dnia, choć do uszu dziewczyny nadal dobiegały odgłosy jej
krzątania się. Po pielęgniarce, którą kobieta zapewne była,
przyszła Wiewiórka, tym razem samotnie. Opowiadała co zdarzyło
się tego dnia w szkole, czym zajmowali się profesorowie. O czym
szeptano na korytarzach, rozmawiano w Pokoju Wspólnym. Powiedziała
jej także o wyniku wczorajszego meczu. Wygrał Gryffindor. Sto
dwadzieścia do sześćdziesięciu.
– Wiesz co, Mionka? Mam nadzieję, że szybko się obudzisz. Wszyscy za Tobą tęsknimy i jest mi bardzo przykro, za mojego brata , który nawet Cię nie odwiedził. Chyba muszę już iść... Wolałabym z Tobą zostać, ale nie mogę. Wiesz, jak to jest... Przyjdę jutro.
Wyszła,
a zaraz potem przyszli chłopcy. Oni także usiedli tuż przy niej.
Tak, jak rudowłosa opowiadali jej o tym, co działo się w ciągu
dnia.
– Wiesz
co, Granger... Przykro mi, ale muszę to powiedzieć. Potter dostał
szlaban z McGonagall. – pierwszy z młodych mężczyzn uśmiechnął
się.
– A
najlepsze jest za co – dodał drugi z nich. – Najpierw nazwał
Snape’a nietoperzym łajnem tylko za to, że znowu się uczepił
Twojej nieobecności, a później kiedy McGonagall zwróciła mu
uwagę i odjęła punkty, mruknął coś o kotce Filch'a, a ona była
pewna, że Potter mówi o jej animagicznej formie.
– Granger,
wiesz, że Wiewiórka jest najlepsza na swoim roku? Nawet Snape
powiedział coś, że musi iść do opiekunki Gryffindoru i zabronić
Wam spotykania się, bo źle na nią wpływasz. Dostała Wybitny z
eseju na temat Wywaru Tojadowego. Przybiegła do mnie cała
szczęśliwa i chwaliła Snape'a, jakby co najmniej ocalił ją przed
śmiercią.
Następne
dni przebiegały podobnie. Była sama, nad ranem przychodziła
pielęgniarka, a później Wiewiórka, Diabeł i Draco, którzy
wychodzili dopiero późnym wieczorem zostawiając ją samą z
własnymi przemyśleniami. Mijały dni, miesiące... A ona chciała
po prostu wyrwać się z tego przeklętego bezruchu. Niezdolności do
normalnego funkcjonowania. Chciała zacząć żyć nie jedynie
egzystować, leżąc w łóżku i patrząc się w sufit. Wreszcie,
kiedy przyjaciółka odwiedziła ją po raz kolejny, dziewczyna
wytężyła całą siłę woli, żeby choćby drgnąć. Poruszyć
palcem, powiedzieć coś. Cokolwiek, żeby tylko dać rudowłosej
jakiś sygnał. Nic z tego. Jej ciało pozostało nieruchome pomimo
wielu prób, choć jej oczy nadal spoglądały na pannę Weasley.
Wiewióra..., Granger jęknęła w myślach z bezsilności. Spójrz
mi w oczy. Patrzę na ciebie . Ja żyję. Ginny pożegnała się i
wyszła, a jak co dzień jej miejsce przy łóżku brązowowłosej
zajął blondyn, który tak jak jego poprzedniczka nie patrzył w
oczy Gryfonki leżącej nieruchomo. Nie mógł więc zobaczyć w nich
chęci do życia, determinacji i tej przeklętej bezsilności.
– Cześć,
Hermiono – przywitał się, siadając obok niej. – Wiesz co? Może
wyda Ci się to głupie, ale mam nadzieję, że szybko wrócisz i
będziesz mogła się poruszać. I nie mówię tego ze względu na
Ginny czy Blaise’a, ale ze względu na samego siebie...
Widzisz...na eliksirach
Snape dał nam do wypicia coś, po czym... sam nie wiem jak Ci to
powiedzieć... po prostu, gdy tylko wypiłem zawartość fiolki,
poczułem, że mam osobę, dla której zrobiłbym wszystko... Mógłbym
przenosić góry dla tej jednej osoby. Tą osobą jest pewna piękna
gryfonka, w moim wieku, o oczach koloru czekolady, które są pełne
dobroci i ciepła. Bynajmniej kiedyś takie były.
Nadal
takie są. Tylko ty nie chcesz podnieść wzroku... Spójrz na mnie,
Malfoy!
– Ma
takie same, brązowe loki na około głowy, choć teraz raczej
układają się one w fale. Jest piękna, choć obecnie jedynie
patrzy się w sufit, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, nie zdając
sobie sprawy z tego co mówię. O kim mówię. Ale może to i lepiej.
W końcu jeśliby wiedziała, zapewne trzasnęłaby mnie w twarz za
to, co właśnie zrobię. – Nachylił się nad nią składając na
jej wargach delikatny pocałunek, pełen tęsknoty i rozpaczy,
pragnienia bliskości. – Kocham Cię, Granger – powiedział
jedynie, po czym wstał i skierował się do wyjścia.
Dlaczego
wyszedłeś? Ja chyba też Cię kocham..., pomyślała gdy drzwi
trzasnęły, a on opuścił pomieszczenie. Jeśli po wojnie jeszcze
wiem co to znaczy.
Powiedział
jej to. Co z tego, że była nieprzytomna? Zrobił z siebie idiotę.
Jak mógł, aż tak się zbłaźnić? Co z niego za kretyn... Wybiegł
po prostu opuścił Skrzydło Szpitalne, w którym leżała, wypadł
na Hogwarckie błonia i zatrzymał się dopiero, gdy stał nad
jeziorem. Opadł na trawę, zamknął oczy. Marzył tylko o jednym.
Żeby ona nie słyszała jego wyznania. Żeby zapomniała...
Cokolwiek, byleby nie prawiła mu wyrzutów i nigdy nie wracała do
jego słów... Z kolei jakaś jego część chciała, żeby
dziewczyna zapamiętała każde jego słowo, żeby się obudziła,
znalazła go i porozmawiała z nim szczerze nie ważne czy kochałaby
go czy nie. Przede wszystkim jednak pragnął ,żeby tylko się
ocknęła, żeby żyła...
Problem
w tym, że ona nie budziła się przez kolejne dni, a chłopak powoli
tracił nadzieję, że kiedykolwiek to zrobi. Czas upływał, ona
ciągle była nieprzytomna, nieruchoma niczym porzucona lalka, on
wciąż przy niej trwał, choć jego nadzieja powoli gasła. Jedynie
jakiś marny jej płomyczek tlił się w nim. Płomyczek, który mógł
zgasnąć pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru... Jednak los, który
przewidział taki scenariusz dla jego życia, miał nie mały
problem... Nadzieja umiera ostatnia...
Piękne! Niesamowicie to napisałaś i chcę więcej! Podoba mi się, że jest to takie tajemnicze i nie wiadomo dlaczego Hermiona jest w śpiączce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Crazy ♥
Dziękuję. "Amnezja" jest wielką zasługą Alicji, której komentarze były naprawdę niezbędne.
UsuńAnnie M.